Translate

sobota, 21 listopada 2015

Międzynarodowy Trybunał Wojskowy w Norymberdze

20 listopada 1945 r. rozpoczął się przed Międzynarodowym Trybunałem Wojskowym w Norymberdze proces 22 nazistowskich przywódców Niemiec, którym zarzucono m.in. zbrodnie przeciwko pokojowi, wojenne i przeciwko ludzkości. 

Proces norymberski rozpoczął się 20 listopada 1945 roku, a zakończył 1 października 1946 roku. Podczas blisko 220 dni pracy wysłuchano zeznań 240 świadków, przedłożono ponad 5 tys. dokumentów, a protokół został spisany na 16 tys. stron. W procesie sądzono 22 osoby – 12 skazano na śmierć (jedną zaocznie), trzy – na dożywocie, cztery – na długoletnie więzienie, a trzy – uniewinniono.
Był to proces bezprecedensowy, gdyż po raz pierwszy zastosowano zasadę odpowiedzialności karnej przywódców państwowych za zbrodnie międzynarodowe. Oskarżono ich o popełnienie czterech rodzajów zbrodni: uczestnictwo w spisku w celu popełnienia zbrodni międzynarodowej, zbrodni przeciwko pokojowi, zbrodni wojennych oraz zbrodni przeciwko ludzkości.
Na miejsce procesu wybrano Norymbergę, aby tam ostatecznie unicestwić ducha III Rzeszy. To właśnie w Norymberdze w 1933 roku świętowano dojście Hitlera do władzy, tam uchwalono w 1935 roku tzw. ustawy norymberskie (pozbawiające Żydów obywatelstwa Rzeszy, ochrony prawnej i własności). Proces odbył się w Pałacu Sprawiedliwości, który przerwał wojnę w stosunkowo dobrym stanie. 
Norymberga 1938


Akt oskarżenia opracowano jeszcze podczas wojny. Zawierał on oskarżenia o liczne przestępstwa popełnione przez nazistów podczas wojny, nie był jednak pozbawiony braków i błędów: pominięto m.in. kwestię okupacji niemieckiej w Polsce, getta żydowskie, przesiedlenia i germanizację. Podczas procesu często modyfikowano akt oskarżenia wraz z rozszerzaniem się materiału dowodowego. Po jego odczytaniu żaden z sądzonych nie przyznał się do winy. 
Strona sowiecka usiłowała, bez powodzenia, włączyć do aktu oskarżenia zbrodnię katyńską i obwinić o nią Niemcy. Udało jej się za to wymusić na Trybunale wycofanie przedstawionej przez obrońców niemieckich tajnej klauzuli do paktu Ribbentrop-Mołotow, będącej podstawą podziału Polski i stawiającą ZSRR w roli agresora.
Oprócz głównego procesu czołowych nazistów, toczyły się również mniejsze procesy pozostałych sprawców największych zbrodni m.in. szwadronów śmierci Einsatzgruppen. Trybunał uznał także za organizacje zbrodnicze Sicherheitsdiendt (SD), Schutzstaffel (SS) oraz Gestapo.
dr Robert Ley
Robert Ley – szef Niemieckiego Frontu Pracy tuż przed procesem powiesił się w celi, a Hermann Goering – marszałek Rzeszy, d-ca lotnictwa, twórca Gestapo – popełnił samobójstwo tuż przed egzekucją. Pozostali skazani na śmierć z wyjątkiem Martina Bormanna, którego po wojnie nie ujęto, zostali powieszeni 16 października 1946 roku przez zawodowego teksańskiego kata st. sierż. Johna C. Wooda. 
st. sierż. John C. Woods

Ciała straconych przewieziono następnego dnia – według jednej wersji do obozu koncentracyjnego Dachau pod Monachium, według drugiej – do krematorium na cmentarzu Ostfriedhof-Muenchen, gdzie zostały spalone. Prochy zbrodniarzy rozrzucono z samolotu nad jedną z niemieckich rzek, jak się później okazało – do Izery.

piątek, 20 listopada 2015

Egzekucja przy ulicy Karczewskiej w Otwocku

W dniu 20 listopada1943 roku, około godziny 1130 w pobliżu toru kolejki Na Ługach (przedmieście Otwocka) hitlerowcy rozstrzelali 20 więźniów Pawiaka.

Symbolem tamego tragicznego zdarzenia jest obelisk z piaskowca znajdujący się przy ulicy Karczewskiej w Otwocku naprzeciwko wjazdu na teren klubu sportowego, ustawiony został w latach 80-tych przy okazji porządkowania kwater wojskowych na otwockim cmentarzu. Jednak miejsce rozstrzelania Polaków było upamiętnione już w 1945 roku. Obelisk upamiętnia 20 członków organizacji podziemnych aresztowanych ”za posiadanie broni i udział w nielegalnych organizacjach podziemnych”, którzy zostali rozstrzelani 20 listopada 1943 roku na terenie niemieckiego lotniska znajdującego się wówczas na Ługach.

Nazwiska rozstrzelanych możemy poznać dzięki badaniom Zbigniewa B. Marchlewicza, który dotarł do ustaleń Głównej Komisji Badania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu. Zgodnie z ustaleniami IPN, w Otwocku przy lotnisku funkcjonariusze SS i policji hitlerowskiej rozstrzelali 20 polskich patriotów, przywiezionych z więzienia na Pawiaku, które pełniło funkcję głównego więzienia politycznego Gestapo.
Jak wynika z treści obwieszczenia podpisanego trzy dni później przez dowódcę SS na dystrykt warszawski, patrioci zostali skazani w sądzie doraźnym na karę śmierci i rozstrzelani właśnie w Otwocku w odwecie za zamachy dokonane w Otwocku i Józefowie.

Warto tutaj przytoczyć uzasadnienie, którym dysponujemy dzięki badaniom Zbigniewa Marchlewicza. „Przez sąd doraźny Policji Bezpieczeństwa zostali w dniu 19.XI.1943 r. z powodu posiadania broni i udziału w zabronionych organizacjach na podstawie paragrafów 1 i 2 zarządzenia o zwalczaniu wykroczeń przeciw dziełu odbudowy w Generalnym Gubernatorstwie z dnia 2.X.1943 r. skazani na karę śmierci (…), ponieważ przy dwóch niecnych napadach w dniu 10.XI.1943 r. w Józefowie i w dniu 18.XI.1943 przed domem żołnierza w Otwocku jeden żołnierz niemiecki i jeden sierżant żandarmerii zostali zabici, a trzej dalsi żołnierze niemieccy i urzędnicy żandarmerii zostali ciężko ranieni, kazałem wszystkie wymienione osoby  w dniu 20.XI.1943 r. w Otwocku publicznie rozstrzelać.”.

Jak wynika z treści obwieszczenia, na miejsce zostali zapewne spędzeni okoliczni mieszkańcy, stąd miejsce to zostało zapamiętane i w efekcie upamiętnione. Warto jednak teraz, gdy znamy nazwiska rozstrzelanych patriotów, wzbogacić obelisk o treść zawierającą informację o okolicznościach tej zbrodni, jak i nazwiska osób, które zginęły w odwecie za działania miejscowej organizacji podziemnej. Niemniej w książce „Kedyw” okręgu warszawskiego w latach 1943-1944, gdzie chronologicznie ułożone są wszystkie akcje, nie ma wzmianki o tym, że były to zamachy dokonane przez członków AK. Ciała rozstrzelanych Niemcy wywieźli w nieznanym kierunku.

źródło:http://iotwock.info/

czwartek, 19 listopada 2015

Zabójstwo Bruno Schulca

19 listopada 1942 został zabity Bruno Schulc– polski prozaik żydowskiego pochodzenia, grafik, malarz, rysownik i krytyk literacki. 
Drohobycza
Po ponownym wkroczeniu Niemców do Drohobycza , rozpoczęły się represje wobec Żydów. Jesienią Naziści utworzyli getto, do którego trafiła i rodzina Schulza.On sam Dostał się „pod opiekę” Feliksa Landaua, gestapowca który osobiście brał udział w rzeziach ludności żydowskiej (pisał o tym w pamiętnikach), miał też w zwyczaju strzelać z balkonu domu do Żydów, którzy przerwali pracę. Alfred Schreyer, uczeń Schulza,
Feliks Landau
wspominał po latach Landaua jako „niesłychanego bandytę”. Niemiec wykorzystywał talenty plastyczne Schulza do wykonywania licznych prac malarskich – ozdabiania baśniowymi kompozycjami ścian pokoju dziecięcego w willi Landaua, zdobienia wnętrz kasyna gestapowskiego oraz budynku szkoły jazdy konnej

Feralny dzień nadszedł w czwartek. Pisarz prawdopodobnie szedł do Judenratu po chleb na drogę – miał najbliższej nocy uciekać z getta do Warszawy. Natrafił na tzw. „dziką akcję” gestapowców, mordujących Żydów na ulicy w odwecie za postrzelenie jednego z Niemców. Schulz został zastrzelony na skrzyżowaniu ulic Mickiewicza i Czackiego. Według innej wersji wydarzeń związanych ze śmiercią Schulza nie cierpiał on głodu w getcie ani nie musiał iść po chleb. Stał jedynie na ulicy i nie został zastrzelony, jak twierdzono, przypadkowo, a celowo, dwoma strzałami w tył głowy. Zabójcą miał być oficer
Karl Günther
niemiecki Karl Günther, któremu Landau zastrzelił wcześniej protegowanego, dentystę Löwa. Miał to być więc akt zemsty, wyrównanie porachunków obu rywalizujących hitlerowców (tę wersję powiela piosenka Salonu Niezależnych).


Schulz zginął około 100 metrów od swego pierwszego domu rodzinnego przy Rynku. Ciało pisarza cały dzień leżało na ulicy, gdyż nie pozwolono go pochować. Przypuszcza się, że zostało złożone we wspólnej mogile, której po wojnie nie udało się odnaleźć. Do grzebania zwłok Schulza przyznaje się kilka osób, każda podaje inną lokalizację i okoliczności.

środa, 18 listopada 2015

Krwawa Środa na lubelskim Powiślu

Wszystko rozpoczęło się w środę, 18 listopada 1942 roku. W miejscowościach należących do powiatu puławskiego niemiecka policja przeprowadziła aresztowania i egzekucje.  Akcja w miejscowościach: Kazimierz Dolny, Bochotnica, Parchatka, Puławy, Włostowice, Pożóg, Rogów i Jeziorszczyzna była odwetem za pomoc udzielaną przez okolicznych mieszkańców partyzantom.

Wspomina Helena Król.
"W godzinach wczesnoporonnych od strony Puław nadjechali do naszej wioski Bochotnica Niemcy motorami i samochodami. Razem mogło być w naszej wiosce około 200 Niemców. Ze wszystkich mieszkańców Niemcy spędzili ludzi na plac koło remizy strażackiej. Następnie Niemcy wybrali 24 młodych zdrowych mężczyzn, wśród nich był także mój mąż i tych mężczyzn wywieziono samochodami ciężarowymi do więzienia w Lublinie na Zamek. Następnie mężczyzn ustawionych w dwuszeregu piątkowo, to znaczy, że Niemcy odliczali w szeregach do piątego i każdego piątego mężczyznę wyprowadzali z szeregu pod murowaną ścianę obory gospodarza Witkowskiego Ignacego. Tu pod ścianą rozstrzeliwano doprowadzonych mężczyzn. Byli w różnym wieku – młodzi i starsi mężczyźni. Razem rozstrzelano w tym dniu w Bochotnicy 42 mężczyzn" 

Równie tragiczne sceny rozgrywały się w pobliskim Kazimierzu Dolnym.
żołnierze niemieccy na rynku przed wizytą oficjela
 - prawdopodobnie gen. Franka
Rozstrzelanych zostało ok. 15 mężczyzn. Wielu mieszkańców pojmano i wywieziono do Lublina na Zamek, skąd najczęściej trafiali do obozu pracy Auschwitz.


We Włostowicach, położonych pomiędzy Kazimierzem, a Puławami, mordowano również całe rodziny. Koronnym przykładem bestialstwa niemieckich żandarmów była zbrodnia popełniona na rodzinie Kowalików. W przeciągu kilku dni zamordowano 11 członków tej rodziny, w tym trójkę 7-letnich dzieci.


Urszula (Wisia) Koziorowska,
 z domu Solis, 1940r.
U.Koziorowska Krwawa Środa

"18 listopada 1942 roku, zaraz po północy, na drodze koło domu moich rodziców w Miejskim Lesie rozległy się krzyki. Ludzie wołali, że począwszy od Zbędowic poprzez Bochotnicę, prawym brzegiem Wisły aż do Kazimierza i Cholewianki gromadzi się wojsko niemieckie.
Żołnierze wpadają prawie do każdego domu, wyciągają mężczyzn, kobiety i dzieci. Jednych zabijają na miejscu, innych ładują do ciężarówek i wywożą do obozu na Majdanku. Podobno podpalają wsie. Ludzie płakali tak głośno, że było to słychać w domu. A zaraz zrobiło się jeszcze głośniej, zapanował lament, śmierć i odgłosy walki.
Serie z rozstawionych na kępach wiślanych karabinów maszynowych siały śmierć wśród mieszkańców ul. Puławskiej, uciekających po stokach zamkowej góry. Ludzie się nie oglądali na nic, na domy, na dobytek. Próbowali ratować życie przed jakby mnożącym się zewsząd wrogiem.
Dopiero po dwóch dniach okrutnej pacyfikacji pozostałe przy życiu rodziny zaczęły grzebać swoich bliskich. Całymi dniami jechały wozy na żelaznych kołach, powożone przez kobiety, Na wozach - naprędce zbite paki, skrzynie, coś na kształt trumien. Zamiast pogrzebowego marsza bębniły o ziemie kopyta, zamiast żałobnego śpiewu - niewysłowiona rozpacz. To nie były zwykłe pogrzeby. To były śmiertelnej grozy ceremonie... Wszyscy zamordowani zostali pochowani w masowych grobach na cmentarzu.
Tego dnia mój wuj, Karol Ochalski, mieszkający w małym domku nad Wisłą, niczego się nie spodziewając wyszedł po wodę do studni. Pod murami łaźni miejskiej dopadli go żołnierze niemieccy i bestialsko katując roztrzaskali mu głowę. W czaszce miał krwawą dziurę, oprawcy zostawili go z tą zmiażdżoną głową leżącą na bruku... 
Klasztor Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny
w Kazimierzu Dolnym
Wuj był to wielkiej zacności człowiek. Osierocił żonę Stanisławę. Przed wojną był głównym maszynistą pociągów pośpiesznych linii Warszawa - Budapeszt. Miał 64 lata. Jest pochowany w narożnym grobie w alei zamordowanych na kazimierskim cmentarzu.

Kiedy ucichły strzały i pozbierano zabitych - prawie 300 osób - z pomieszczeń klasztornych zaczęli wychodzić dwójkami oficerowie gestapo. W niebieskozielonych mundurach, z tresowanymi psami. Poszli do magistratu. Tam przeglądali książki meldunkowe i wybierali do aresztowania polskich patriotów, by ich zaraz pierwszej nocy zakatować. "

Miejscem największej egzekucji stała się wieś Zbędowice.


Helena Saran z Zbędowic
Zeznania Heleny Saran z roku 1976 
"– Pamiętam, że w niedzielę 22 listopada 1942 r. – do kolonii Zbędowice przyjechało bardzo dużo żandarmów niemieckich i zaczęli wypędzać wszystkich mieszkańców kolonii ze swoich zabudowań. Spędzili tych ludzi do wąwozu, tuż przy drodze biegnącej przez całą kolonię, aż do wsi Stoki. Ludzi tych było około 100. Następnie żandarmi zaczęli zabierać z opuszczonych domów wartościowsze przedmioty, zaś zabudowania podlali benzyną i podpalili. W czasie pacyfikacji zginęli prawie wszyscy mieszkańcy kolonii Zbędowice, bo jeśli sobie przypominam, zginęło ich 84 w tym kobiety i dzieci. Wszystkich zgromadzonych ludzi w wąwozie, żandarmi prowadzili po 4 osoby nad wąwóz i tam rozstrzeliwali. Pomordowani pogrzebani zostali w miejscu egzekucji, a więc w wąwozie."

Podobnie jak pozostałe egzekucje i zatrzymania przeprowadzane w listopadzie 1942 r., również zbrodnia popełniona we wsi Kolonia Zbędowice była odwetem za pomoc partyzantom. Jak w książce Aliny Gałan wspomina Jan Pielak, dzień przed pacyfikacją wsi partyzanci z oddziału Jana Płatka ps. „Kmicic”
por. Jan Płatek ps. „Kmicic”
stoczyli walkę z Niemcami. Następnego dnia Niemcy wypytywali mieszkańców wsi o „bandytów” z oddziału „Kmicica”.  Po egzekucji wszystkich mieszkańców (również kobiet, dzieci, a nawet niemowląt) żandarmi spalili całość zabudowań we wsi.


W wyniku trwającej tydzień pacyfikacji śmierć poniosło ok. 140 osób, a ponad 300 trafiło na Zamek lubelski oraz do obozu w Oświęcimiu.

Jak pisze Alina Gałan w swojej książce „Tragiczny listopad 1942 roku. Krwawa Środa na lubelskim Powiślu”:

Mimo iż zachowane dokumenty niemieckie pozwoliły na ustalenie niemal pełnego składu osobowego I Zmotoryzowanego Batalionu Żandarmerii SS, którego członkowie z samodzielnego plutonu motocyklowego brali udział w „Krwawej Środzie”, nie udało się ustalić by ktokolwiek z nich poniósł odpowiedzialność karną za dokonane zbrodnie.


Na ścianie klasztoru w Kazimierzu Dolnym znajdują
 się tablice upamiętniające ofiary egzekucji.
Pośród wszystkich ofiar drugiej wojny światowej
związanych z tą miejscowością (pominięto Żydów).
Poza tablicą znajdującą się przy klasztorze w Kazimierzu w okolicach znajdują się inne miejsca upamiętniające ofiary Krwawej Środy. Wśród nich jest m.in. cmentarz ofiar oraz poświęcony im obelisk w Kolonii Zbędowice, a także dwa pomniki we wsi Bochotnica.

Niemieccy zbrodniarze odpowiedzialni za tragiczne wydarzenia na Powiślu nie zostali osądzeni. Na szczęście dzięki działaniom lokalnych środowisk patriotycznych i miejscowej parafii corocznie organizowane są obchody upamiętniające Krwawą Środę. Dzięki takim działaniom świadomość tego, co wydarzyło się ponad 70 lat temu w Kazimierzu Dolnym i okolicach z pewnością przetrwa w świadomości przyszłych pokoleń.

* Wykorzystane przeze mnie cytaty pochodzą z książki P. Aliny Ewy Gałan pt.   „Tragiczny listopad 1942 roku. Krwawa Środa na lubelskim Powiślu”.

wtorek, 17 listopada 2015

Obrona wsi Huta Stara

Wczoraj minęła 72 rocznica napadu UPA na wieś Huta Stara.
Agresje tą udaremniła miejscowa samoobrona, wspierana przez partyzantów radzieckich i AK, odparła atak oddziałów UPA w liczbie około 1200 ludzi. 
Żołnierze oddziału polskiej samoobrony na Wołyniu
Samoobrona mimo zdecydowanej przewagi nieprzyjaciela niemal przez cały dzień odpiera kolejne ataki. Układ sił wyrównuje się po powrocie oddziału Kochańskiego oraz dzięki wsparciu grupy partyzantów sowieckich. Sotnie UPA zostają pokonane i zmuszone do wycofania Ich straty wynoszą ponad 106 zabitych i rannych, przy kilkunastu osobach poległych ze strony obrońców. 
Warto podkreślić honorową postawę Kochańskiego wobec kilkunastu rannych jeńców, których nakazuje opatrzyć i odtransportować do wioski sprzyjającej Ukraińcom.
Władysław Kochański ps. Bomba, Wujek
 Potyczka ta stanowi jedno z największych zwycięstw polskich w walce z UPA na Wołyniu. Jednak jak się wkrótce okazuje, współpraca z Sowietami kończy się dla kpt. "Bomby" podobnie jak dla wielu innych dowódców akowskich. Miesiąc po wydarzeniach w Hucie Starej zostaje zaproszony wraz z kilkoma oficerami oraz obstawą na przyjacielskie mogłoby się wydawać spotkanie do sowieckiego oddziału Michaiła Naumowa. Po przywitaniu i wymianie kilku zdań, cichociemny oraz jego podkomendni zostają obezwładnieni i uwięzieni, przy czym kilku żołnierzy zostaje na miejscu zastrzelonych. Kochański natomiast poprzez Kijów trafia do więzienia na Łubiance w Moskwie.

niedziela, 15 listopada 2015

Otto Schimek

14 listopada 1944 zastrzelony został Otto Schimek, młody austriacki żołnierz, który rzekomo został rozstrzelany za odmowę wzięcia udziału w egzekucji polskiej ludności cywilnej.
Polacy po raz pierwszy mogli poznać jego historię na łamach „Tygodnika Powszechnego” na początku lat siedemdziesiątych. Dopiero dekadę później postać ta urosła do rangi symbolu za sprawą obrania sobie austriackiego żołnierza za patrona przez antykomunistyczny i pacyfistyczny ruch "Wolność i Pokój” w Krakowie w 1985 roku.
Większość z tego, co wiemy o bohaterstwie wobec Polaków pochowanego w Machowej Austriaka pochodzi z przekazów jego siostry, Elfriede Kujal. Schimek był wiedeńczykiem. W 1942 wcielono go do Wermachtu (po anschlussie Austrii służba wojskowa była obowiązkowa). Kujal twierdzi, że chłopiec był bardzo religijny i myśl o udziale w wojnie była dla niego wstrząsem.
Po skierowaniu na front bałkański, do Jugosławii, jego jednostka wzięła udział w akcji pacyfikacyjnej. Było to związane z działalnością na tym terenie partyzantów. I wówczas grenadier Otto Schimek nie strzela do kobiety z dzieckiem usiłującej się uratować z otoczonego domu. Oficerowi mówił, że zaciął mu się zamek w karabinie. Nie strzelił do kobiety nawet wówczas, kiedy oficer dał mu własny karabin i powtórzył rozkaz.Otto został przez oficera zbity, skopany, zwymyślany i jako „przestępca”, bo odmówił wykonania rozkazu, odesłany do wojskowego wiezienia w Kłodzku.Schimek na front wrócił dopiero w roku 1944. Trafił na tereny okupowanej Polski, gdzie dopełnić miał się jego los. Tutaj również miał odmówić strzelania do ludności cywilnej.
Sprawa oparła się o kwaterę główną samego Hitlera, gdyż Otto przed ukończeniem 20 – go roku życia nie był jeszcze pełnoletni i takie przypadki karne według kodeksu wojennego rozstrzygało wtedy dowództwo naczelne. Z kwatery Hitlera miał przyjść rozkaz: Zastrzelić i zakopać w rowie jak psa. Ostatnie dni swego życia spędził Otto w piwnicy – więzieniu, mieszczącym się pod dworkiem w Lipinach koło Pilzna
Egzekucja odbyła się w pochmurny, ale spokojny dzień listopadowy (14.11.1944) w pobliżu dworku karmelitów w Lipinach. Było to jeszcze przed południem. 

Część badaczy i publicystów wątpi w heroiczną ofiarę Schimka. Poza przekazami Elfriede i miejscowego młynarza brak dowodów na bohaterstwo młodego Austriaka. Dokumenty wskazują jedynie na wyrok za dezercję. Również świadkowie ostatnich chwil Schimka utrzymują, że jego śmierć nie była skutkiem bohaterstwa Ottona.
"....Rozstrzelali go ponieważ rzekomo złapano go ok. trzech kilometrów za linią frontu i potraktowano jak dezertera..." - wspominał w adiutant kapelana dywizyjnego Paul Herberz.
Kapelan Josef Seufert wspominał z kolei:- Nie ważę się twierdzić, iż był on bohaterem. Mogę powiedzieć dzisiaj z perspektywy, że nie zdawał sobie sprawy z tego, co czynił. Nie wiedział, że odmowa wykonania rozkazu ukarana być mogła śmiercią. Wzbraniał się strzelać do ludności cywilnej. Trzeba to bardzo wysoko ocenić. To jest czyn bohaterski.


PS
Gdy kilkanaście lat temu odbyła się ekshumacja szczątków bohatera z Machowej, okazało się, że zamiast Ottona Schimka w grobie leży ktoś o wiele starszy od niego.Schimek zaś w rzeczywistości pochowany został na cmentarzu żołnierzy Wehrmachtu w Łękach Dolnych.Wtedy z ołtarza w Machowej zniknął też jego portret.


Audycja o Otto Schimku

środa, 11 listopada 2015

Polegli za „Rotę”

Przystanek kolejowy Zielonka BankowaWidok
w kierunku Zielonki
Niedaleko stacji Zielonka Bankowa, w środku lasu znajduje się pomnik rozstrzelanych harcerzy i mieszkańców Zielonki. Pomnik upamiętnia wydarzenia z dnia 11 listopada 1939 roku, z czasów początku okupacji hitlerowskiej. Kilkoro harcerzy rozwiesiło w Zielonce plakaty ze słowami "Roty" Marii Konopnickiej. W odwecie Niemcy ujęli i wywieźli do lasu harcerzy oraz przypadkowych mieszkańców Zielonki, a następnie dokonali na nich egzekucji. Rozstrzelani to druhowie: Józef Kulczycki, Zbigniew Dymek, Kazimierz Stawiarski, Stanisław Golcz, Józef Wyrzykowski, Jan Rudzki oraz przypadkowi mieszkańcy: Aron Kaufman, Edward Szweryn i jeden niezidentyfikowany mężczyzna. Dwóm osobom udało się zbiec z miejsca zdarzenia.
Była to jedna z pierwszych masowych egzekucji przeprowadzonych przez okupantów. O wydarzeniach z tamtego czasu opowiada film pt. "11 listopada" nakręcony przez harcerzy.
Początkowo miejsce egzekucji upamiętniono niewielkim krzyżem (stoi do dziś na brzegu lasu). W latach 60. XX wieku powstał obecny pomnik. Są to dwie ściany postawione pod kątem rozwartym, z wysoką kolumną w miejscu ich zetknięcia. Na ścianach zamieszczono: na lewej - orła białego oraz nazwiska rozstrzelanych, a na prawej - tekst pierwszej zwrotki "Roty" oraz krzyż harcerski. Na "kolumnie" obecnie znajduje się krzyż, chociaż w czasach komunizmu było tam godło PRL (orzeł bez korony).
Pomnik jest położony w okolicach ulicy łączącej ul. Żołnierską ze stacją Zielonka Bankowa. Można tam również dotrzeć, poruszając się rowerowym szlakiem bitew warszawskich (kolor czerwony).

Świadkiem tych wydarzeń był Cieciera Tadeusz którego relacje przytaczam poniżej:

Protokół spisany z inż. Ciecierą Tadeuszem zamieszkałym w Warszawie na Pradze przy ulicy Małej 14/30 w sprawie mordu dokonanego przez Niemców w Zielonce k/Warszawy 11 listopada 39 r. Zeznaje inż. Cieciera Tadeusz:
Dzień 11 listopada 1939 roku był wyjątkowo słoneczny i ciepły, mieszkańcy Zielonki korzystając z pogody, a może i z powodu przypadającego na ten dzień Święta Niepodległości, wyszli w większej niż zwykle ilości na ulice i do kościoła wraz z dziećmi, a nawet z niemowlętami w wózkach. 
Około godziny 12-tej zajechały do Zielonki dwa samochody wojskowe niemieckie: jeden samochód ciężarowy marki Ford, drugi samochód pancerny. Na samochodzie ciężarowym było około 20-tu umundurowanych Niemców /Schupe/. Nie wszyscy mieszkańcy Zielonki orientowali się wtedy w oznakach wojskowych niemieckich i nie przypuszczali, że to są żandarmi. Samochody zatrzymały się przed kawiarnią "Bellewue". 
Do przybyłych przyłączyli się Niemiec zawiadowca stacji i jako tłumacz pracownik kolejowy, a późniejszy volkdeutsch Wdzięczkowski i w niewiadomym mi charakterze hauptman Zygmunt i Grams Gustaw, a następnie kasjerka kolejowa Biadeusz Weronika, Polka z poznańskiego, która starała się bronić aresztowanych - co udało się jej nawet w stosunku do zatrzymanego Leśnikowskiego Zdzisława. Organizacje konspiracyjne wówczas w Zielonce jeszcze nie działały i nikt z mieszkańców Zielonki nie czuł się winnym w stosunku do Niemców, którzy do tej pory, poza Bydgoszczą, nie stosowali masowych mordów, jakie nastąpiły później. W poczuciu pełnego bezpieczeństwa dzieci, starsza młodzież, a nawet niektórzy dorośli, zbliżali się do przybyłych samochodów przez ciekawość dla obejrzenia. Do liczby ciekawych należałem i ja i mój kolega student Politech. Warszawskiej Zbigniew Czaplicki, gdyż nowy typ samochodu interesował nas jako sportowców. Obaj zostaliśmy zatrzymani jako pierwsi.
 Po pewnym czasie Niemcy przyprowadzili dalsze osoby: harcerzy Golcza Stanisława lat 16, Dymka Zbigniewa 16 lat, Wyrzykowskiego Józefa lat 17, Stawierskiego - hufcowego, studenta Rudzkiego oraz Kulczyckiego Józefa studenta SGH lat 25, Szweryna właściciela restauracji, który jak dowiedziałem się później, zatrzymany został z powodu handlu naftą kolejową, Żyda Kaufmana rzeźnika z Zielonki i nieznanego mi mężczyznę z Zielonki, którego nazwiska nie pamiętam i dwie nieznane mi osoby. Dymek i Kaufman zostali przyprowadzeni z łopatami i fakt ten zaczął mnie i Czaplickiego niepokoić. Samochodem ciężarowym wywieziono nas na szosę w kierunku Rembertowa. Przypuszczalnie na drugim kilometrze od Zielonki kazano nam wysiąść. Zauważyłem już w samochodzie, że Czaplicki przygotowuje się do ucieczki, gdyż zrzucił pas i rozpiął kożuszek. Gdy prowadzono nas w głąb lasu, Czaplicki rzucił się do ucieczki, przebiegł obok mnie i oficera niemieckiego zrzucił po drodze kożuszek i znikł w lesie. Strzały doń kierowane chybiły, a pościg wrócił z niczym. Kolega Zbyszek ocalał. Po powrocie żandarmi wyładowali całą złość na pozostałych skazańcach, kopiąc ich i bijąc kolbami - najbardziej ucierpiał Rudzki. Dalej prowadziło nas każdego dwóch żandarmów, trzymając za kark.
Grób harcerzy i mieszkańców Zielonki
 rozstrzelanych 11 listopada 1939 roku
Przy niewielkiej polanie, która miała być miejscem egzekucji, otoczono nas kołem, a oficer wyjął arkusz papieru na którym miał być napisany wiersz o treści patriotycznej i zapytał kto ten wiersz napisał, obiecując, że w razie przyznania się nam nic nie będzie. Nikt nie przyznał się a ja w międzyczasie podsłuchałem rozmowę Niemców, że nas rozstrzelają czy przyznamy się czy nie. Zdecydowałem uciekać, lecz przed tym chcąc ratować pozostałych, a będąc pewnym, że Zbyszek uciekł, oświadczyłem żandarmom, że wiersz napisał ten co uciekł. Nie odniosło skutku, a oficer przez tłumacza oświadczył nam, że będziemy rozstrzelani. Zaczęła się tragedia i rozpacz. Golcz i Dymek harcerze z Zielonki płakali. Kulczycki zbladł i milczał, nikt nie prosił o litość ani o łaskę, jedynie Szweryn całował buty Niemca dla ratowania życia. Scena powyższa obezwładniła mój umysł i czułem że słabnę, lecz trwało to tylko chwilę. Uprzedziwszy Golcza i Kulczyckiego, że po spisaniu personalii i ostatnich słów do rodziców będę uciekał, gdy Niemcy ustawili się w szereg do wykonania egzekucji i kazali zdjąć czapki, rzuciłem się w bok, klucząc między drzewami i rowem melioracyjnym dostałem się do Zielonki, będąc cały czas pod strzałem. Działo się to około godziny czternastej. Przenocowałem u pp. Dziedziców przy ulicy Piotra Skargi. Dnia następnego udałem się na tułaczkę. Do Zielonki powróciłem dopiero przed powstaniem warszawskim. Swoje ocalenie zawdzięczam przede wszystkim Bogu, zdecydowanej woli i śmiałej decyzji, którą zdobyłem w pracy harcerskiej, oraz w zaprawie fizycznej, którą uzyskałem uprawiając sport.
/-/ inż. Cieciera Tadeusz. Zeznania te zostały złożone i spisane w naszej obecności, osobiście przez znanego nam inż. Ciecierę Tadeusza i przez niego własnoręcznie podpisane.
/-/ Zygmunt Nowicki kol. Zosinek, Jaskłowski Józef Zielonka ul. Staszica dom Michlewicza. Własnoręczność podpisów i tożsamość osób ob. ob. Cieciery Tadeusza Nowickiego Zygmunta i Jaskłowskiego Józefa poświadczam: pieczęć podłużna Sołtys os. Zielonka Gmina Marki pow. warszawski /-/ Siwierski.
Rok 1948. Uroczystości przy krzyżu na mogile rozstrzelanych

poniedziałek, 9 listopada 2015

likwidacja getta Majdanie Tatarskim

Getto lubelskie w gruzach
1942-11-09 - 1942-11-11 Przeprowadzono likwidację getta na Majdanie Tatarskim, za którą odpowiadali SS-Obersturmführer Hermann Worthoff, SS-Untersturmführer Walter Knitzky i SS-Untersturmführer Harry Sturm. Uczestniczyli w niej również funkcjonariusze formacji pomocniczych szkoleni w Trawnikach i Żydowskiej Służby Porządkowej. Żydów, którzy dotrwali do tego czasu w liczbie około 3000 przeniesiono do obozu na Majdanek, gdzie przeprowadzona została selekcja, w trakcie której osoby chore, dzieci oraz starców skierowano na śmierć, zaś pozostałych przydzielono do różnych komand roboczych. 
Moment selekcji opisała Julia Celińska:
Julia Celinska

"..Zaraz po przybyciu do Majdanka, odbyła się na polu obozowym segregacja. Ustawiono oddzielnie ludzi starszych, młodych i dzieci. Trzy z pośród znajdujących się na placu kobiet nie chciały oddać swoich dzieci. Jedną z nich była żona mojego obecnego męża - Cukierman Fela, która nie chciała puścić rączki czteroletniego chłopca, drugą była Bromberg Dora, która nie chciała się rozstać z sześcioletnim chłopcem, a trzecią była żona kuśnierza z Lublina, [...] która za żadną cenę nie chciała rozstać się ze swoim dzieckiem. Wszystkie wyżej wspomniane kobiety usunięte zostały na bok, pobite do krwi na oczach wszystkich i na śmierć zmasakrowane. Ich dzieci, które im siłą wyrwano podzieliły los wszystkich innych dzieci. Ludzie starsi pozostali na polu obozowym, gdzie kazano im czekać. My, młodzi i zdolni do pracy skierowani zostaliśmy do baraków. Potem stracono wszystkich starców."
Najprawdopodobniej osoby wyselekcjonowane na śmierć zostały zamordowane w komorach gazowych, co mogło stanowić pierwszy tego typu przypadek w historii obozu. W trakcie likwidacji getta zastrzelono na miejscu co najmniej 180 osób m. in. pacjentów szpitala oraz niemowlęta, jak również na osobisty rozkaz
Odilo Globocnik
Odilo Globocnika Prezesa Judenratu doktora Marka Altena, Komendanta Żydowskiej Służby Porządkowej Henryka (Mońka) Goldfarba, niemieckiego konfidenta i jedną z najbardziej wpływowych osób wśród żydowskiego establishmentu w getcie Szamę Grajera, o czym w następujących słowach wspomina Efraim Krasucki:

"[...] Widziałem tego dnia jak Niemcy zastrzelili dr. Altena i Szamę Grajewa [Grajera - J. Ch.]. Szli uliczką getta rozmawiając głośno z gestapowcami. Po chwili doszli do jakiejś szopy, dr Alten wyglądał zupełnie pewny siebie, Grajew śmiał się głośno, nagle rozległy się strzały i dwa trupy zostały na miejscu. W nocy podjechało auto niemieckie i zabrało ich trupy. Również cała rodzina Grajewa i jego piękna żona Mina została tego dnia zabita. [...] Komendanta policji żydowskiej, Goldfarba Mońka, ulubieńca Gestapo lubelskiego, zlikwidowano tego samego dnia strzałem w tył głowy."
Na zdjęciu Marek Alten - przedstawiciel lubelskiego
Judenratu na Rynku Starego Miasta.

Tego dnia zginął również rabin Hersz Majlech Talmud. Przez kolejnych kilka dni po likwidacji, teren getta był przeszukiwany przez specjalne komando, którym dowodził SS-Hauptscharführer Konopka dysponujący kilkudziesięcioma funkcjonariuszami z oddziałów pomocniczych pod dowództwem Johannesa Langa, grupą ponad 100 żydowskich policjantów oraz grupą polskich więźniów przywiezionych z więzienia Gestapo na Zamku Lubelskim. Wszelkie mienie ruchome wywożone było do obozu na Flugplatzu,
Zamek Lubelski
gdzie je segregowano, zaś każdy ukrywający się Żyd podlegał karze śmierci wykonywanej na miejscu. Likwidację getta przeżyło co najmniej kilkudziesięciu żydowskich rzemieślników, z których część trafiła do obozu pracy przy ul. Lipowej 7 i Flugplatzu, a pozostali zostali skierowani do więzienia Gestapo na Zamku Lubelskim, gdzie zatrudniono ich w różnego rodzaju warszatach, w których wykonywali zadania zlecone przez funkcjonariuszy lubelskiego Gestapo. W trakcie likwidacji getta, władze niemieckie przejeły dokumentację wytworzoną przez Judenrat, którą przekazano do Archiwum Państwowego z siedzibą przy ul. Teatralnej 4 

żródło:http://teatrnn.pl/


piątek, 6 listopada 2015

Sonderaktion Krakau

Sonderaktion Krakau – niemiecka akcja pacyfikacyjna skierowana przeciwko środowisku polskich uczonych, przeprowadzona 6 listopada 1939 roku w Krakowie. Nazwa akcji prawdopodobnie powstała w kręgach rodzinnych, a w polskiej literaturze historycznej zaczęła funkcjonować w latach 60. XX wieku. Kryptonim taki nie występuje w jakimkolwiek oficjalnym dokumencie nazistowskim, a podawanym w kartach uwięzienia powodem była "akcja przeciwko profesorom uniwersyteckim" (niem. Aktion gegen Univ. Professoren). Była to akcja realizowana przez Einsatzgruppe I - grupę operacyjną Sicherheitspolizei.


Jan Gwiazdomorski
(1899-1977)
Opis zdarzeń, które poprzedziły aresztowanie znajdziemy w relacji prawnika, profesora Jana Gwiazdomorskiego.
Uniwersytet Jagielloński

„W dniu 19 października 1939 senat akademicki Uniwersytetu Jagielońskiego na swym posiedzeniu postanowił otworzyć Uniwersytet w roku akademickim 1939/40, termin wpisów oznaczyć na czas od 23 października do 4 listopada 1939, nabożeństwo inauguracyjne na dzień 4 listopada 1939, zaś rozpoczęcie wykładów na dzień 6 listopada 1939. O tej decyzji miały być zawiadomione władze niemieckie w terminie i w sposób, które pozostawiono uznaniu rektora.
Decyzje swą otwarcia Uniwersytetu podjął Senat w poczuciu swego obowiązku wobec narodu i młodzieży. Chodziło o to, aby naszym studentom zapewnić możność kształcenia się i uchronić ich od straty roku – jak się potem okazało: pięciu lat – a zwłaszcza od skutków tak fatalnie oddziałującej na psychikę młodych ludzi przymusowej bezczynności.
Dla ewentualnego uzasadnienia swej decyzji wobec władz niemieckich zamierzał senat powołać się przede wszystkim na rozplakatowane w mieście ogłoszenie tychże władz, w którym – wobec zakończenia działań wojennych w Polsce i dążenia władz do przywrócenia normalnych stosunków – wezwano wszystkie instytucje i przedsiębiorstwa do podjęcia normalnej działalności.
(…)
Z początkiem listopada 1939 r. otrzymał Uniwersytet okrężną – ale nie wiem jaką – drogą ostrzeżenie, że jakiekolwiek demonstracje czy obchody w dniu 11 listopada spotkają się z jak najsurowszymi represjami. (…) Wobec tego mały senat postanowił przełożyć termin rozpoczęcia wykładów z dnia 6 na dzień 13 listopada 1939. Nabożeństwo inauguracyjne postanowiono jednak odbyć w pierwotnie oznaczonym terminie, tj. w sobotę 4 listopada1939.
(…)
Po nabożeństwie dowiedziałem się od dziekana Woltera o wykładzie, którego mieliśmy wysłuchać w poniedziałek. Mianowicie w piątek wezwał do siebie rektora Obersturmbannführer (ranga podpułkownika) Müller
Bruno Müller w Krakowie (1940)
i prosił go o urządzenie dla profesorów Uniwersytetu jego odczytu na temat stosunku Rzeszy Niemieckiej i narodowego socjalizmu do spraw nauki i uniwersytetów (ich mochte den deutschen Standpunkt in den Wissenschafts- und Hochschulfragen erörtern). Müller traktował rektora grzecznie, pytał się, czy urządzenie takiego wykładu nie jest niezgodne z polskimi przepisami, czy też może nie jest na rękę rektorowi itd. Rektor ułożył się z nim, ze wykład odbędzie się w poniedziałek, dnia 6 listopada 1939, o godzinie 12, w sali nr 66.”

Na „wykład” przyszła większość wykładowców, stawiło się też kilku emerytowanych profesorów i zaproszonych gości. Obersturmbannführer Müller wyjaśnił stosunek Rzeszy Niemieckiej do spraw nauki i uniwersytetów w sposób prosty i konkretny. Tak ów „wykład” opisuje inny z aresztowanych językoznawca profesor (ówcześnie doktor) Stanisław Urbańczyk.
„Przebieg zdarzenia był następujący. Müller stawił się punktualnie i po krótkiej z kimś rozmowie przeszedł do swojego zwięzłego, a jak pełnego treści wykładu. 
„Moi panowie – rzekł po niemiecku – zwołałem was, aby wam powiedzieć, że uniwersytet krakowski był zawsze ogniskiem antyniemieckich nastrojów, w tym duchu nieżyczliwym wychowywał młodzież. Teraz panowie próbowali otworzyć uniwersytet, nie pytając się nas; panowie próbowali odbyć egzaminy, nie pytając się nas; panowie próbowali zakłady otworzyć, nie pytając się nas. Dlatego zostaniecie aresztowani i posłani do obozu. Żadne sprostowania nie są dopuszczalne”.
 Tu klasnął w ręce. W jednej chwili uzbrojeni policjanci, co dotąd stali w
Aresztowanie profesorów UJ, 6 listopada 1939 r.
mal. M. Wątorski, ok. 1955. (Zbiory Muzeum UJ)
korytarzach, wpadli do sali, która zamarła w przerażeniu. Müller oznajmił paniom, było ich kilka, że są wolne. Profesorom polecono wyjść z sali dwójkami. Zaraz się zaczęły gwałty: szturkańce kolbami, kopniaki a nawet bicie po twarzy. Gdy ktoś zaprotestował, że jest za słaby, aby iść tak prędko, krzyknął dowcipny policjant: „wer kann nicht gehen, dem wird es nachgeholfen”. Ucierpieli przede wszystkim starsi, a między nimi szczególnie rektorzy Michalski i St. Estreicher. Nigdy w czasie swoich pięciowiekowych dziejów nie został uniwersytet tak sponiewierany, a na polskiej ziemi chyba tylko legendarny król Popiel urządził równie cyniczną zasadzkę. Przemoc obłuda i kłamstwo zawarły tego dnia idealne małżeństwo.”

Pojmano nie tylko uczestników „wykładu” ale wszystkich mężczyzn znajdujących się w gmachu, także asystentów, studentów i osoby postronne.
Budynek Akademii Górniczej w Krakowie – w okresie
okupacji siedziba rządu Generalnego Gubernatorstwa
Aresztowano również profesorów Akademii Górniczej, którzy akurat tego dnia spotkali się w budynku Uniwersytetu Jagielońskiego, bo ich uczelnia została zajęta na siedzibę rządu Generalnej Guberni. Kilku uczonych zatrzymano jeszcze na ulicy, gdy lekko spóźnieni zdążali na „wykład”. Łącznie uwieziono ponad 180 osób. Co ciekawe, Niemcy nie próbowali aresztować tych, którzy na „odczyt” nie przyszli.

Uwięzionych osadzono w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen w Oranienburgu koło Berlina.
Plan obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen.
Profesorów krakowskich umieszczono w barakach nr 45 i 46

W lutym 1940 r. część więźniów zwolniono. Pozostałych przeniesiono do Obozu w Dachau koło Monachium. Pomiędzy grudniem 1940 i styczniem 1941 roku zwolniono niemal wszystkich. Wielu zmarło w niewoli lub bezpośrednio po powrocie. Ci, którzy przeżyli byli chorzy i wycieńczeni, niektórzy podupadli na zdrowiu na długie lata.
Warto zaznaczyć, że uwięzionym nigdy nie przedstawiono żadnego zarzutu ani w ogóle nie wdrożono żadnej procedury prawnej.
Obóz koncentracyjny Dachau,
brama wjazdowa, ok. 1942 r.

Nigdy też nie zostali poinformowani o ich statusie ani o tym, co ich czeka. Przeciwnie, podczas trwającej kilka tygodni podróży do Sachsenhausen, wielokrotnie wywoływano w nich przekonanie, że wkrótce zostaną zwolnieni. Początkowo ich niewola miała potrwać kilka dni, później kilka tygodni. W rzeczywistości ci, którzy w ogóle wrócili, spędzili w obozach wiele miesięcy.
Wieść o aresztowaniu spowodowała falę protestów na całym świecie. Warto odnotować, że za uczonymi wstawił się nawet Benito Mussolini. Oto co napisał na ten temat kolejny z uwięzionych, biolog, profesor (ówcześnie doktor) Stanisław Skowron.
„Niewątpliwie fakt zaaresztowania profesorów Jagiellońskiej Wszechnicy w dn. 6.XI.1939 r. wywołał w całym świecie daleko większą burzę, niż przypuszczali to jego sprawcy, burzę, która wzrastała, gdy napływały pierwsze wiadomości o śmierci najwybitniejszych członków grona profesorskiego. Zdaje się, że to skłoniło najwyższe władze niemieckie do zwolnienia po trzech miesiącach wszystkich pozostałych przy życiu starszych profesorów. Względy propagandowe przezwyciężyły chwilowo tak doskonałą sposobność zapoczątkowania biologicznego niszczenia od podstaw inteligencji polskiej, niszczenia, którego metody i program zostały drobiazgowo opracowane i wprowadzone w czyn w czasie przeszło pięcioletniej okupacji. Młodzi jednak członkowie grona profesorskiego pozostali w obozach dłużej, między nimi i ja, i dlatego miałem możność zebrania obfitszego materiału porównawczego, tym bardziej że w niedługi czas po zwolnieniu większości przeniesiono resztę z nas do koncentracyjnego obozu w Dachau.”

Posłuchaj dramatycznych wspomnień prof. Jana Gwiazdomorskiego.
"Sonderaktion Krakau" - Wspomnienia prof. dr Jana Gwiazdomorskiego

źródło: https://pl.wikipedia.org,http://www.polskieradio.pl/,

czwartek, 5 listopada 2015

Egzekucje w Przemyślanach

5 listopada 1941 roku Niemcy, prawdopodobnie SD z Tarnopola, rozstrzelali w Przemyślanach około 400 niezdolnych do pracy Żydów. Po tym wydarzeniu, pod koniec 1941 roku lub na początku 1942, utworzono w Przemyślanach otwarte getto dla ludności żydowskiej, które można było opuszczać tylko udając się do pracy.

środa, 4 listopada 2015

likwidacja obozu w Poniatowej

                  Obóz w Poniatowej został zlikwidowany 4 listopada 1943 roku, w czasie Aktion Erntefest („Akcja Dożynki”). Kilka dni przed masową egzekucją więźniom kazano kopać doły z przeznaczeniem na masowe groby. Niektóre rowy zostały wykopane , z przodu budynku administracji obozu,inne poza jego granicami . Więźniowie zostali poinformowani, że mają kopać schrony przeciwlotnicze (Splittergräben).
        O 5 rano 4 listopada 1943 roku, po apelu nikt nie poszedł do pracy,a 13.000 osób stłoczono w jednym baraku. Wszystkim więźniom  kazano zdjąć buty i umieścić swoje kosztowności w koszach. W pobliskim baraku polecono się rozebrać, a następnie doprowadzono do rowów. Ofiary musiały położyć się na dnie , twarzą w dół ułatwiając katom strzał. Podczas egzekucji z głośników umieszczonych na pojazdach wydobywała się muzyka, by zagłuszyć krzyki i strzały. W jednym  z baraków zostali zebrani członkowie ruchu oporu. W akcie desperacji, chcąc się ratować otworzyli ogień do  strażników .SSmani podpalili barak i cała grupa bojowników została spalona żywcem. Tego dnia rozstrzelano 14.000 osób. Grupie 150 - 200 wybranych Żydów kazano spalić ciała. Odmówili .Zostali zabici.
     W ciągu następnych kilku tygodni, Członkowie Sonderkommando z Majdanka  wybrani podczas Aktion Erntefest , zostali przeniesieni do Poniatowej, gdzie posortowali ubrania ofiar i spalili ciała.    Są tylko dwa znane świadectwa ocalonych z egzekucji w Poniatowej. Estery Rubinsztajn i Ludwika Fiszera. Spisali  swoje wspomnienia o tej masowej egzekucji. Oboje przeżyli pod ciałami innych zabitych w Poniatowie..

Fragmenty zeznań Estery Rubinstein
Estera Winderbaum Rubinstein

– byłej więźniarki obozu pracy w Poniatowej (zachowane oryginalne brzmienie).

Do Poniatowa przybyłam w pierwszych dniach maja 1943 r. W Poniatowie było wówczas 18 000 Żydów./…/
Kilka dni leżeliśmy przed obozem na polach pod gołym niebem. Wreszcie wprowadzili nas do łaźni. Oddzielnie kobiety, oddzielnie mężczyzn. Po łaźni weszliśmy na teren obozu./…/
Brama główna
W obozie były szopy szewskie, krawieckie, rymarskie i przędzalnia. Był tam jeden olbrzymi barak z czteropiętrowymi pryczami. W baraku był zawsze ścisk, krzyk. Dużo ludzi było rozmieszczonych też w osiedlu, które znajdowało się kilka kilometrów od lagru./…/
Ten obóz miał być wzorem jak należy organizować warsztaty. Żydzi z Niemiec zajmowali kierownicze stanowiska grupowych, przeważnie pracowali na placówkach SS. Stosunki między Żydami były na ogół poprawne. Jeden drugiemu pomagał. Byli Żydzi, którzy przywieźli ze sobą dużo rzeczy. Na placówkach SS było o tyle lepiej, że komu się udało przewieźć trochę gotówki, ten mógł sobie jedzenie zakupić, bo przy tej pracy wychodziło się poza druty, ale praca na placówkach była ciężka, w warsztatach musiano wykonywać normę, jeśli ktoś normy nie zrobił, nie otrzymywał swojej racji, składającej się z 100 gram chleba i zupy.
Rodziny żydowskie w kolejce do kuchni
Z głodu jednak na ogół nikt nie umierał. Nastrój wśród Żydów był spokojny, myśleli, że wytrwają do końca wojny. Co rano odbywały się raporty. O 5.30 musiał każdy grupowy złożyć raport, ilu ludzi jest, jeśli ktoś był chory, grupowy musiał przedstawić zaświadczenie o jego chorobie. Był Lagerfuhrer Gley, który odbierał raporty. Apele i sprawozdania odbywały się ciągle. Ciągle sprawdzali, czy zgadza się ilość ludzi, ale doliczyć się nie mogli wobec takiej masy, gdyż ciągle ludzi przybywało i ubywało. W dzień wolny od pracy staliśmy cały dzień na apelu, a oni nie mogli się nas doliczyć. Mąż mój pracował w przędzalni, ja dostałam się do koszykarni. Gdy koszykarnia została zlikwidowana, dostałam się na placówkę SS /…/

Pracowało się stale pod batem, kobiety i mężczyźni musieli nosić ciężkie bele, padali z wycieńczenia./…/
Pewnego razu, a było to w Sądny Dzień, zażądano od nas pieniędzy, gdyśmy pieniędzy nie dali, kazano mężczyznom zdjąć spodnie, kobietom spódnice i dali nam baty.
Był jeden Niemiec zwany „Kartoflarzem”, który znęcał się nad nami, inny miał przezwisko „Rękawicznik”, gdyż zawsze był w rękawiczkach, bił nas niemiłosiernie. Bardzo często wpadał jak szatan do baraku Lagerfuhrer Gley ze swoim psem. Było to straszne. Szczuł psa na ludzi. W baraku rozlegały się krzyki, lamenty, płacz dzieci. Ludzie uciekali. Biegł wówczas za ludźmi wraz ze swoim psem dopóki się nie zmęczył. Bardzo często urządzał takie rozrywki. Tak pracowaliśmy przez siedem miesięcy. W tym czasie odbywały się ciągle selekcje, rozłączano rodziny i wysyłano do innych obozów. Pod koniec września 1943 r. sytuacja bardzo się pogorszyła. Zdjęli nam buty i dali drewniaki. Na placówkach zjawiał się Lagerfuhrer Gley i Hering. Ten ostatni wjeżdżał na białym koniu w asyście żydowskiego chłopaka, specjalnie ubranego, który jeździł na osiołku. Gdy tylko się zjawiał na placu, ogarniała wszystkich panika, rozlegały się strzały i padały trupy. Tak żyliśmy w ciągłym strachu./…/
W końcu października 1943 r. odbył się wspólny apel dla wszystkich. Dostaliśmy rozkaz kopania dołów. Było to na dziesięć dni przed egzekucją./…/
Różnie tłumaczyli sobie tę nagłą pracę. Uspokajaliśmy się tym, że to rowy przeciwlotnicze i dla zamydlenia oczu kazali nam kopać je w zygzaki. W tym samym również czasie odebrali nam również siekiery i tasaki, a my wciąż pocieszaliśmy się, że nas zostawią. W czwartek rano, 4 listopada o godzinie 430, wpadł Gley do baraku i zaczął wszystkich wyganiać na plac. Zrobiło się zamieszanie, ludzie zaczęli się wzajemnie nawoływać. Staliśmy wszyscy na placu i nie wiedzieliśmy, co będzie. Jeden patrzał na drugiego. Oczekiwaliśmy ludzi z osiedla. Ludzie mówili, że będzie selekcja. Każdy starał się jakoś „wyglądać”. Kobiety zaczęły sobie szczypać policzki, by dobrze wyglądać. Tymczasem nadeszli ludzie z osiedla pod eskortą SS, połączyli się z nami i również zadawali sobie pytanie co to będzie. Takiego apelu jeszcze nie było. Z osiedla zebrano wszystkich, cały obóz.
Wallerang and Gley at Poniatowa
Wtem Gley i Hering wydali rozkaz zapędzenia wszystkich do baraku. Zaczęli nas gnać, bijąc pejczami. Ludzie zaczęli się cisnąć, wzajemnie nawoływać, matki pogubiły dzieci. W baraku już było pełno, nie było gdzie szpilki wrzucić, na pryczach i przed barakiem pełno ludzi, ale i tych wcisnęli do środka. W tym strasznym tłoku wielu padło na miejscu. Zaczęto wyprowadzać nas po 50-ciu. Jeszcześmy myśleli, że będzie selekcja. Każdy chciał być tym ostatnim. Jak długo mogłam, przeskakiwałam z mężem i bratem z pryczy na pryczę. Ale przyszedł taki moment, kiedy zostałam sama, straciłam orientację, rzuciłam się do drzwi. Wyszłam z innymi kobietami. Wokoło nas było pełno wojska z bronią w ręku. Troszkę dalej zobaczyłam stos butów, usłyszałam jak krzyczą „buty zdejmować” i dalej musiałam biec na bosaka. W oddali widziałam nagie kobiety, myślałam że to selekcja. Podeszłam bliżej, słyszę krzyki by się rozebrać. Z tłumu wybrali pewną ilość ludzi, którzy odbierali u innych rzeczy, kazali sobie oddawać złoto, brylanty, pieniądze. Wciąż szukałam ratunku. Zobaczyłam kilku mężczyzn, którzy układali ubrania. Udało mi się wkręcić między nich. Przed oczyma migało mi wiele nagich kobiet, widziałam jak je dalej gnają. Matki żegnały się ze swoimi dziećmi, wszyscy już wiedzieli, że idą na śmierć i że nie ma rady. Zdawało się, że to koniec świata. Tymczasem SS-mani zaczynają wyganiać i tę grupę, w której ja stałam, biją nas żebyśmy się rozebrali. Skoczyłam przez okno do baraku, gdzie rzucało się ubrania./…/
Barak obozowy

Już zupełnie nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Wiem tylko, że gnali nas do dołów, widziałam tylko, że nad grobami stoją SS-mani z automatami i strzelali w głowy nagich kobiet. Doły były już pełne trupów. Nie chcąc patrzeć jak mnie zabijają zasłoniłam rękami twarz i rzuciłam się z krzykiem „Szma Isroel” w dół. W tym momencie poczułam ból i tak zasnęłam. Jak długo spałam nie wiem, wiem tylko, że zrobiło się zimno i wtuliłam się między trupy. Słyszałam stękanie, jęki żyjących jeszcze ludzi. Chciałam kilka razy krzyknąć ale nie mogłam. Nagle poczułam jak ktoś podniósł moją głowę, to Niemiec sprawdzał czy ktoś jeszcze żyje. Wobec tego, że głowa była zalana krwią innych trupów, myślał że jestem martwa i poszedł dalej. Słyszałam jak chodzili i dobijali, słyszałam jęki kobiet, jedna z nich wołała o ratunek. Podeszli, odrzucili inne trupy, wydostali ją i dobili. Potem przyszło ich więcej. Chodzili po nas przykrywając nas choinkami. Słyszałam orkiestrę i inne krzyki. W jękach i bólach zasnęłam. Nagle obudziłam się nie wiedząc gdzie się znajduję. Zobaczyłam duży pożar i przypomniałam sobie opowiadanie brata, że Niemcy palą ludzi żywcem. Nie chcąc być spalona żywcem, natężyłam wszystkie siły by stanąć, ale nie mogłam. Zaczęłam się czołgać po trupach i wydostałam się przez pole do lasu. W lesie natknęłam się na nagą kobietę, również taką jak i ja./…/
Wędrowałyśmy lasem aż do rana. Postanowiliśmy przy wejściu do jakiejś chałupy skraść coś, gdyż na nago nie mogłyśmy chodzić. Rano weszłyśmy do jakiejś chaty, gwałtem ściągnęłyśmy z kufra obrus i tym okryłyśmy się./…/
Przez wsie chodzić w takim stanie nie mogłyśmy. Zmuszone byłyśmy chodzić polami, tak zbliżałyśmy się do Kazimierza. Po drodze natknęłyśmy się na kobietę. Była to Maria Maciąg ze wsi Rogowa, zainteresowała się naszym losem, pytając, czy nie jesteśmy z Poniatowa. Po dłuższej rozmowie przyznałyśmy się prosząc ją o pomoc. Wskazała nam drogę do wąwozu i powiedziała, że przyniesie nam trochę ciepłej strawy. Oczekiwaliśmy jej z niecierpliwością, pewne że nie przyjdzie. Wtem usłyszałyśmy jakieś kroki, przyszła ta sama kobieta z dzbankiem zupy. Dała nam zjeść i powiedziała że niczym więcej pomóc nam nie może./…/
Prosiłyśmy ją bardzo, żeby nas nie zostawiała. Po długich perswazjach zabrała nas do chałupy, dała nam ciepłą wodę, nareszcie mogłyśmy zmyć twarze zlepione krwią. Potem wyszukała jakieś łachy i ubrała nas. Byłyśmy szczęśliwe, że Pan Bóg zesłał nam anioła.
Źródło: Archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego, zeznanie 1013.
Książka o obozie:

Egzekucja Żydów w Szpitalu Powiatowym w Biłgoraju

W dniu 4 listopada 1942 r. gestapowcy wymordowali Żydów przebywających w Szpitalu Powiatowym w Biłgoraju. Pod budynki szpitalne zajechały furmanki eskortowane przez żandarmów. Gestapowcy polecili wynieść kilkunastu ciężko chorych Żydów, których załadowano na wozy i wywieziono za parkan ogradzający teren szpitalny. Wszystkich zastrzelono, a ciała pochowane zostały na miejscu egzekucji.
Budynek Szpitala Powiatowego w Biłgoraju lata 20. XX wieku.

żródło:http://www.bilgoraj.lbl.pl/

wtorek, 3 listopada 2015

Aktion Erntefest

Aktion Erntefest (niem. Operacja „Dożynki”, czasem zwana krwawą środą) – kryptonim akcji wymordowania Żydów przeprowadzonej w dniach 3-4 listopada 1943 roku na terenie dystryktu lubelskiego w Generalnym Gubernatorstwie.
Masakra 18.000 Żydów na Majdanku w dniu 3 listopada 1943 r. była najbardziej wstrząsającym wydarzeniem w dziejach tego obozu i jednocześnie największą egzekucją w historii hitlerowskich obozów koncentracyjnych. Dokonano jej podczas masowych rozstrzeliwań przeprowadzonych pod kryptonimem Erntefest ("Dożynki"), które były ostatnim aktem eksterminacji Żydów w dystrykcie lubelskim. Łącznie zginęło wówczas 42-43.000 Żydów.
Ofiarami egzekucji w akcji Erntefest byli Żydzi zatrudnieni w SS-owskich przedsiębiorstwach lub zakładach kontrolowanych przez SS. Większość stanowili Żydzi warszawscy. Poza Majdankiem masowe egzekucje przeprowadzono również w Trawnikach, Poniatowej i kilku mniejszych obozach. Oszczędzono jedynie kilka tysięcy więźniów, którzy pracowali dla Wehrmachtu w przemyśle lotniczym w Budzyniu, Dęblinie, Zamościu, Białej Podlaskiej i Małaszewiczach. Genezę tego mordu wiąże się najczęściej z rewoltami Żydów w getcie białostockim oraz obozach w Treblince i Sobiborze.
Plan KL Majdanek

Rozstrzelanie Żydów Majdanka i innych obozów pracy przymusowej miało zapobiec aktom zbrojnego ruchu oporu. Bunty te, zwłaszcza ucieczka więźniów z obozu zagłady w Sobiborze w dniu 14 października były niewątpliwie ważnym, lecz nie jedynym czynnikiem determinującym decyzję Himmlera o eksterminacji ostatnich skupisk żydowskich w dystrykcie lubelskim. Wydarzenie to Himmler wykorzystał jako pretekst, a podejmując decyzje o likwidacji więźniów żydowskich , nie kierował się względami bezpieczeństwa, lecz przede wszystkim dążeniem, aby nie dopuścić do przejęcia znajdujących się w obozach pracy Żydów przez Inspektorat Uzbrojenia w GG lub prywatne koncerny zbrojeniowe. Tezę tę potwierdza również przypadek Majdanka.
Wydaje się bowiem mało prawdopodobne, aby Himmler faktycznie uważał, że 8.000 Żydów stanowiło w dobrze strzeżonym obozie koncentracyjnym większe zagrożenie niż pozostałych 10.000 więźniów innych narodowości. Tym bardziej, iż Dieter Pohl stwierdził, iż w dystrykcie lubelskim nie odczuwano w tym czasie zagrożenia ze strony robotników żydowskich, a członków komand egzekucyjnych, przydzielonych do akcji Erntefest, informowano, iż rozstrzeliwania odbędą się w toku Endlösung, nie zaś ze względów bezpieczeństwa.
Erntefest objęło Żydów, których nie wymordowano wcześniej w Akcji Reinhardt. Pozostawiono ich przy życiu aż do jesieni 1943 r. ponieważ pracowali lub zamierzano ich wykorzystać w produkcji związanej z potrzebami frontu.
Do egzekucji zaczęto przygotowywać się w końcu października. Za V polem, na południe od krematorium, przystąpiono do kopania trzech rzędów rowów biegnących zygzakiem. Przy tej pracy zatrudniono około 300 osobowe komando więźniarskie. Podzielono je na dwie grupy, gdyż prace były prowadzone przez całą dobę w iście rekordowym tempie. W nocy miejsce robót oświetlały specjalnie zainstalowane reflektory. W celu przyśpieszenia robót zatrudnionym tam więźniom zapewniano lepsze pożywienie, dostarczając nawet w nocy zupę w nieograniczonych ilościach. Zaniepokoiło to więźniów, gdyż tylko niewielu wierzyło pogłoskom, że rowy są przeznaczone do obrony przeciwlotniczej. W ciągu kilku dni prace ziemne zostały zakończone. Każdy rów miał ok. 100 m długości i 3 m szerokości i był głęboki na 2 m. Rowy rozchodziły się z jednego dużego wykopu, do którego od strony V pola prowadziło pochyłe zejście.


W tym czasie kiedy kończono prace przy kopaniu rowów, do Lublina zaczęły przybywać kilkunastoosobowe Sonderkommando SS z dystryktu lubelskiego oraz z Krakowa, Warszawy, Radomia, Lwowa i Oświęcimia. W celu nagłośnienia terenu obozu z urzędu propagandy szefa dystryktu w Lublinie dostarczono na Majdanek dwa radiowozy. Jeden z nich ustawiono w pobliżu wykopanych rowów, drugi przy bramie w sąsiedztwie składu materiałów budowlanych.
Po wystrzeleniu wszystkich Żydów w dniu 3 listopada 1943 rowy zasypano cienką warstwą ziemi.
W dniu tej akcji nastąpiła nowa zmiana na stanowisku komendanta obozu. SS-Sturmbannführer Florstedt odszedł a na jego miejsce przyszedł SS-Obersturmbannführer Weiss. Jeszcze przed zwolnieniem go ze stanowiska komendanta, polecił przeprowadzić akcję zniszczenia zwłok pomordowanych w dniu 3.11.1943. Rozkaz ten powtórzył mi następnie komendant Weiss.
W wyniku mordu na Majdanku 3 listopada 1943 r. śmierć poniosło 18.400 osób narodowości żydowskiej. W tym samym czasie podobne akcje miały miejsce w innych obozach w dystrykcie lubelskim. Ogółem szacuje się, że śmierć poniosło 42.000 osób.

Co roku 3 listopada o godz. 12.00 przy rowach egzekucyjnych na Majdanku odbywa się Apel Pokoju.








żródło:http://www.majdanek.com.pl/