Translate

piątek, 11 grudnia 2015

Polen-Jugendverwahrlager der Sicherheitspolizei in Litzmannstadt

W dniu 11 grudnia 1942 roku ,do obozu przy ul. Przemysłowej w Łodzi
Łódź, ul. Przemysłowa na odcinku
 od Brackiej do Wojska Polskiego (strona wschodnia) 
przywieziono pierwszych więźniów, w tym Jana Balcereka, Władysława Bombiaka, Jerzego Dąbrowskiego, Włodzimierza Jabłońskiego, Józefa Jatczyka, Haline Szturman, Mieczysława Wlazło, Zdzisława Włoszczyńskiego .Tak zaczęła się historia Polen-Jugendverwahrlager der Sicherheitspolizei in Litzmannstadt w wolnym tłumaczeniu: Obóz izolacyjny ( zapobiegawczy, prewencyjny) dla młodych Polaków Policji Bezpieczeństwa w Łodzi

Plan obozu przy ul. Przemysłowej na bazie
 planu opracowanego przez J. Witkowskiego
Obóz mieścił się na terenie Łódzkiego getta w kwartale ulic Brackiej, Plater, Górniczej i muru cmentarza żydowskiego. Jego potoczna nazwa pochodzi stąd, że na skrzyżowaniu ulic Brackiej i Przemysłowej mieściła się główna brama obozu.
Baraki mieszkalne były zbite z desek . Za to „wychowawcy”, wartownicy, i obsługa obozu mieszkała w murowanych budynkach.Według założeń obóz miał być miejscem przetrzymywania polskiej młodzieży: przyłapanej na drobnych przestępstwach, bezdomnej albo której rodzice zostali aresztowani lub straceni.
Obóz był przeznaczony dla dzieci w wieku od 8 do 16 lat, jednak szybko tą dolną granicę obniżono. Są świadectwa byłych więźniów, którzy potwierdzają, że były tam nawet dwulatki.
Po dotarciu do obozu dzieciom zabierano ich rzeczy osobiste. Dostawały drelichowe mundurki, drewniaki i czapki. Badano, zakładano kartoteki, przydzielano numery i stawały się więźniami.
Główna dewizą obozu było wychowanie przez pracę i dyscyplinę. Dzień rozpoczynał się od apelu, po którym prowadzono dzieci do pracy. Pracowały niewolniczo dla wielkiej Rzeszy. Chłopcy prostowali igły, wyplatali koszyki, buty ze słomy, naprawiali tornistry, produkowali paski do masek gazowych oraz skórzane części do plecaków. Dziewczynki pracowały w pralni, kuchni, pracowni krawieckiej i w ogrodzie. Praca trwała nawet i 12 godzin i była ustalana dzienna norma do wykonania.
by uniemożliwić dzieciom zawiązanie bliższych relacji między sobą „wychowawcy” promowali politykę donoszenia. Za każdy donos była nagroda – kromka chleba. 
Relacja byłej więźniarki Genowefy Kowalczuk:
Genowefa Kowalczuk

 „ Za brudne nogi, za wszy, za wszystko było bicie. A przecież nie było mydła! Jeśli ja poszłam na skargę na którąś z dziewczyn, że podniosła lub zerwała śliwkę to ja dostawałam półpajdkę chleba a ona nie dostawała trzy dni śniadania i było jeszcze dla pięciu skarżących. Więc było zawsze więcej skarżących niż tych co zrobili cokolwiek! Dostawało się po 5 batów dziennie, albo 25 naraz. Z początku to ja zwykle po piętach dostawałam. Bili, a mało że bili, to jeszcze trzymali i kazali liczyć : „ Raz, dwa, trzy… .” dostawałam takie lanie, takie bicie (nawet 25 na tyłek naraz), że tylko do ośmiu naliczyłam, a reszty już nie! Bicie było za nic! Znęcało się dziecko nad dzieckiem, skoro jedno na drugie skarżyło, bo było głodne. Już na siedem miesięcy przed wyzwoleniem, już się znało te starsze dziewczyny, które kapowały, to się je obserwowało i nieraz „kocówę” im się dało. Ja nieraz byłam jedną z tych, co szli na „kocówę”. Jak któraś naskarżyła, to w nocy się szło pod kocem, żeby nie widziała kto idzie. Jedna osoba mówiła jej, za co dostaje i byłyśmy ją: „ Jak pójdziesz na skargę, to dostaniesz jeszcze więcej” i to rodziło w niej strach. Tak żeśmy trochę wyplenili to skarżenie, ale tam w obozie uczyli nas takiego wyzbycia się człowieczeństwa.”
Apel w Obozie 
Polen-Jugendverwahrlager przy ul. Przemysłowej funkcjonował do końca okupacji niemieckiej w Łodzi, czyli do 19 stycznia 1945 roku. W momencie otwarcia jego bram przebywało w nim około 800 małoletnich więźniów, którzy bądź rozbiegli się po mieście, bądź zostali zabrani przez rodziców i opiekunów.
Odnalezione dzieci miały odmrożenia, zdeformowane kończyny, blizny po wymyślnych torturach… widok straszny. Naprędce zorganizowano pogotowie opiekuńcze gdzie trafiło 233 dzieci. Opieka nad nimi była bardzo trudna. Każdego opiekuna traktowały jak wroga, krzyczały w nocy, moczyły się… 

Maria Nemyska-Hesserowa napisała tak:
 „ (…) Zdaniem wychowawców różniły się one od innych dzieci. Przywarła do nich nazwa „te z lagru”. Dla nich i dla wychowawców najtrudniejszy był pierwszy okres, w którym nasycały swój tak długo nie zaspakajany głód. Dzieci podobne były wtedy do zwierzątek, rzucały się na wychowawców, traktując ich jak dozorców niemieckich, odbierały innym towarzyszom jedzenie. Kradły z magazynu. Dłużej jak tydzień nikt z opiekunów nie był w stanie z nimi wytrzymać. W miarę upływu czasu następowała z wolna poprawa na lepsze. Dzieci cieszyły się ciepłem i jako taka odzieżą. Nie znosiły jednak w dalszym ciągu zbiórek, chodzenia parami, gwizdków – to wszystko przypominało im obóz. Z trudem przychodziło im wierzyć w życzliwą postawę opiekunów – wychowawców. Ciągle widziały w nich dozorców niemieckich(…)” 
Według różnych szacunków historyków, w tym okresie liczba małoletnich więźniów obozu wynosiła 5–10 tys.Najwyższy stan liczebny więźniów miał miejsce w grudniu 1943. W obozie znajdowało się wówczas ponad 1300 małoletnich. Nie wiemy jednak nic o liczbie dzieci poniżej 8 roku życia, gdyż nie prowadzono żadnej formy rejestracji.
Dokładna liczba więźniów nie jest znana, ponieważ część dokumentacji obozu została zabrana lub zniszczona przez Niemców w styczniu 1945 r. podczas ewakuacji.
W 1945 r. przez Sądem Okręgowym w Łodzi stanęli Edward August i Sydomia Bayer,
Sydomia Bayer
„wychowawcy” z Polen-Jugendverwahrlager. Zostali skazani na karę śmierci i wyroki zostały wykonane w listopadzie 1945 r. (IPN, akta sprawy sądowej sygn. II Ds. 22/70 t. 1 k. 143). Inna „wychowawczyni”Eugenia Pol zupełnie przypadkowo została rozpoznana dopiero na początku lat siedemdziesiątych przez jedną z osób więzionych w obozie, w kolejce do sklepu w Pabianicach. Została ujęta, postawiona przed sądem i po procesie, który miał miejsceod 12 marca do 2 kwietnia 1974 roku, skazana na 25 lat więzienia.

Z zabudowy obozowej zachowały się do dziś cztery murowane budynki: jeden przy ul. Mostowskiego i trzy przy ul. Przemysłowej, w tym budynek komendantury obozowej przy ul. Przemysłowej 34 (na nim tablica informacyjno-pamiątkowa), a po przeciwnej stronie budynek karceru

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz